Rząd za wszelką cenę chce utrzymać niski deficyt budżetowy. Minister Finansów Jacek Rostowski zaplanował, że sektorowi publicznemu nie zabraknie więcej niż 4,6 proc. PKB. Aby osiągnąć wyśrubowaną normę, rząd wykorzystuje najróżniejsze chwyty.
W poniedziałek ZUS musiał w trybie pilnym wziąć 200 mln zł pożyczki z banku. – Rząd pożyczyłby te pieniądze taniej, ale nie chce tego robić z powodów propagandowych, bo wzrosłby mu deficyt na papierze – mówi w dzisiejszej "Gazecie" Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska. W sumie, według różnych szacunków, w kasie ZUS może w tym roku zabraknąć nawet 10 mld zł. Jak minister finansów zamierza załatać taką dziurę? Nie wiadomo. Wcześniej, żeby zaksięgować mniejszy deficyt rząd zmusił Krajowy Fundusz Drogowy do zaciągnięcia pożyczek w banku.
Tymczasem do budżetowej kasy lada chwila zapukają samorządy. Gminom zabraknie w tym roku kilku miliardów złotych, m.in. przez mniejsze wpływy z podatków lokalnych. W przyszłym roku kwota może być jeszcze większa. W samej Warszawie, według prognoz ekipy prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz dochody mogą spaść nawet o 1 mld zł, czyli o prawie jedną dziesiątą. – (…) z rokiem 2010 stolica wejdzie w recesję – mówiła "Gazecie Stołecznej" prezydent Warszawy.
Miasta już oszczędzają na wszystkim na czym się da. Kraków blokuje urzędnikom połączenia we wszystkich telefonach stacjonarnych z telefonami komórkowymi. W Gdańsku sekretariat prezydenta i jego zastępców otrzyma mniej kawy. A Warszawa rezygnuje z zakupu 60 samochodów. Pod ochroną samorządowych włodarzy są jednak inwestycje wspierane pieniędzmi z Unii oraz przygotowania do piłkarskich mistrzostw Europy. W obu tych kategoriach jak dotąd cięć nie ma.
Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego
Wyzwania budżetowe, które przed nami stoją, a o których się jeszcze nie mówi dotyczą planów inwestycyjnych gmin i problemu skąd wziąć na nie pieniądze. Założenia – co z resztą słusznie – były bardzo ambitne. Teraz samorządowcy będą musieli je zweryfikować. Mimo okrojenia planów inwestycyjnych możemy się spodziewać kolejek do budżetu państwa ze strony jednostek samorządu terytorialnego. Ale tam go nie dostaną, bo w budżecie centralnym nie ma pieniędzy. Pytanie jak gminy sfinansują deficyt? Z wyjątkiem wielkich miast nie jestem sobie w stanie wyobrazić, aby gminy sprzedawały swoje długi na rynku. Możliwe, że regiony będą musiały w tym celu zrzeszać się w większe grupy i emitować obligacje.
Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku
Problem ZUS-u to wierzchołek góry lodowej. Nie twierdzę, że minister coś chce ukryć i nie przekazuje informacji do publicznej wiadomości. Po prostu, choć dzieją się już negatywne procesy, to nie są one tak ekscytujące – również dla mediów – niż to o ile wzrósł w tym miesiącu deficyt.
Cały sektor finansów publicznych i wszystko co jest finansowane z budżetu państwa zanotuje mniejsze wpływy – a więc NFZ, szkolnictwo, budżety samorządów. Będzie to niemiła niespodzianka, dla wszystkich, którzy w jakiś sposób są powiązani z budżetem. Okaże się, że brakuje pieniędzy na wiele rzeczy. Można sobie wyobrazić jakie konsekwencje dla NFZ-u w przyszłym roku będzie miało zmniejszenie wpływów ze składki zdrowotnej.
Gminy nie dostaną pieniędzy z budżetu, będą musiały szukać ich na rynku. Pójdą najpewniej do banków komercyjnych, które w kryzysie przywitają je z otwartymi ramionami. W niepewnych czasach gmina będzie dla banku idealnym, bo bezpiecznym klientem, w przeciwieństwie do firmy. To ograniczy i tak zmniejszoną pulę kredytów dla przedsiębiorstw.
Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. Doradca
Widzę dwa największe zagrożenia dla budżetu. Pierwsze to rosnące szybko wydatki Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Na koniec roku dotacja może wynieść 10 mld zł, wobec planowanego spadku dotacji o 2 mld. Razem daje do 12 mld zł więcej niż planował rząd.
Drugą niebezpieczną sprawą jest obsługa długu publicznego. Już teraz wynosi on 4,6 mld zł więcej niż rok temu. Na koniec roku koszty obsługi mogą wynieść 11 mld zł, wobec prognozowanych 6 mld zł. Łącząc to z dotacją do FUS mamy już 18 mld zł mniej w budżecie.
Inną kwestią niewygodną dla rządu, a decydującą o wysokości deficytu budżetowego mogą być dotacje dla samorządów. Gminy zarabiają mniej niż planowano, wydatki – wynagrodzenia nauczycieli, utrzymanie infrastruktury – wcale nie muszą się zmniejszyć. Rząd co prawda obiecywał, że inwestycje dofinansowywane z funduszy unijnych mają gwarancję dopłat, ale jak będzie w rzeczywistości?
Pytanie skąd samorządy wezmą pieniądze? W normalnej sytuacji biorą je z budżetu państwa, bo koszt obsługi długu przez rząd kraju jest mniejszy niż przez jakąkolwiek gminę, czy miasto. Jednak przy tendencji do minimalizowania deficytu, możliwe, że samorządy będą musiały same szukać źródeł finansowania.
Źródło: Gazeta Wyborcza, Gazeta.pl